Welcome to San Francisco, The City of Love!!!!
Tak brzmiały
słowa konduktora w pociągu z Santa Clara do SF kiedy dojechaliśmy do stacji…
Ale po kolei. Zanim się tam znalazłam musiałam tradycyjnie dojechać na
lotnisko. Tym razem autostrada byłą zapchana
i staliśmy w wielu miejscach w
korku. Jechał z nami na lotnisko Abdul Mohamett, Kanadyjczyk, który pracuje w
firmie, ale w odziale w Calgary. Abdul okzał się bardzo dobrym pilotem i miłym
towarzystwem, o tym drugim wiedziałąm już wcześniej.
Samolot tym razem
bezpośredni do San Francisco International, prawie
4 godziny lotu. Między
Houston i SF są teraz 2 godziny różnicy, więc na miejscu byłyśmy po 22 (tak,
powoli muszę wracać do systemu 24 godzinnego). Trochę nasz samolot przytrzymali
w Houston, ale nadrobiliśmy opóźnienie podczas lotu. San Francisco z lotu ptaka
w nocy nie wyróżnia się szczególnie. Rozświetlone i migoczące. Lubię te widoki
miast nocą z samolotu. Za to lądowanie jest troszkę dziwne, bo leci się
nad Zatoką San Francisco, ma się wrażenie, że zaraz spadnie się do wody, pas
startowy zaczyna się prostopadle do brzegu. Podobnie jest z lotniskiem La
Guardia i Zatoką Hudsona w NY.
San Francisco
przywitało nas deszcezm. Mają 3 dni deszczowe w ciągu roku,
i akurat trafiłyśmy
na jeden. Trzeba mieć fuksa, a jak wiemy, ja mam, więc nie ma się co dziwić. Z
lotniska odebrali nas przyjacile Chven. Peter, który jest Holendrem i na
takiego wygląda i Lyanna, która jest z Trynidadu i też na to wygląda. Zabrali
nas do swojego domu w Santa Clara, gdzie gościli nas przez 3 dni. Przyjechałam
na miejsce, dostałam pościelone łóżko, ręcznik i padłam spać. Zanim jednak to
się stało spędziłam chwilę z ich szczeniakiem labradorem koloru biszkoptowego. Spyke
ma 5 miesięcy, nobliwych rodziców
i jest śliczny. Poza tym Peter i Lyanna
wychowują go bardzo dobrze i jak na 5 miesięcznego lab, które potrafią być
narwane, jest ułożony. I am cute, and I know it, pet me , pet me, pet
me!
Sobota
Pierwszy punkt program
Campus Stanford University. Lyanna jest na 5 roku
i zajmuję się mechaniką
płynów w inżynierii środowiska, Peter jest absolwentem Vrije University w
Amsterdamie, doktorat zrobił na Stanfordzie
z informatyki. WOW, niezłe towarzystwo.
Uniwersytetu
Stanforda chyba nie trzeba opisywać. To światowa liga, do której niestety nam daleko. Ale trudno się dziwić, bo taki Stanford ma pewnie X-razy więcej kasy niż nasza cała publiczna edukacja. Uniwerystet
mieści się w Palo Alto, miejscowości założonej przez gubernatora Californi Lelanda Stanforda
w 1876 roku. Był to
człowiek majętny, fortunę zgromadził podczas Złotego Okresu. Miał syna, który niestety jako młody chłopak zmarł podczas podróży rodzinnej do Włoch w 1884 roku. Wtedy to on
i jego żona Jane postanowili przeznaczyć pieniądze na budowę szkoły w Palo Alto.
Nie mogli zrobić już nic dla swojego dziecka, więc chcieli zrobić coś dla
dzieci i młodzieży z Kalifornii "the children of California
shall be our children." I tak się zaczęło. Ja miałam okazję oglądnąć kampus Stanfordu w piękny
listopadwy dzień. Pogoda
w Kalifornii potrafi się zmieniać bardzo szybko, to
przez to, że teren jest górzysty i pagórkowaty i w każdej dolince moze być
inaczej. W jednej mgła,
w drugiej deszcz, a w trzeciej śłońce. Podobno tutaj
jest masa mikroklimatów
i klimatolodzy uważają to za unikatowe miejsce na Ziemi. I faktycznie, można to zaobserwować. Podobno też fotograf powienien
modlić się o złą pogodę... nie dko końca rozumiem ta koncepcję, ale okazało
się, że moje zdjęcia
z Stanfordu pomimo „teoretycznie” deszczowej pogody
całkiem ładnie się udały. Poniżej wklejam zdjęcia, bo chyba tak najlepiej to po
kolei opisać.
 |
| Ale że co? So what? |
 |
| Kościół ufundowany przez Jane Stanford pamięci jej męża i syna. Akurat nie można było wejść, ktoś brał ślub. |
 |
| Słynna wieża obserwacyjna. |
 |
| Dziedziniec |
 |
| Charity |
 |
| Hope |
 |
| Faith |
 |
| Love. Mozaiki przy wejściu do kościoła. |
 |
| Korytarze... |
 |
| Pierwsza kobieta geolog, absolwentka Uniwerystetu. Dała dobry przykład. |
 |
| Widok z wieży na krajobraz Palo Alto |
 |
| Niebieska fontanna, widok z góry. |
 |
| Niebieska fontanna, widok z boku. |
 |
| Czerwona fontanna, widok z boku. |
 |
| Budynek Wydziału Nauk o Ziemi:) |
 |
| Widoczki z Kampusu. |
 |
| Na cześć Ruchu Homosekulanego. Tak, mają odpowiednik naszej Małgosi AGHowej. |
 |
| Widok z przodu. |
Pacyfik
TAK! Widziałam
Pacyfik przeszłam się wzdłuż wybrzeża i wzdłuż klifu z północnej części SF.
Wzdłuż wybrzeża spaceruje bardzo dużo osób. Biegają, chodzą z psmai,
przechadzają się i spędzają czas. Zazdroszczę troszkę im, bo wyobraźcie sobie
rozmowę w domu: Może pójdziemy na spacer? Ok, w zasadzie możemy, to gdzie? Nad
ocean? Może być. How awesome is that?
Pacyfik był
koloru szaroniebieskiego, fale przy wybrzeżu wysokim były spore i można było
słuchać, jak rozbijają się o skały. Ja jestem człowiekim gór, i usycham za nimi
z tęsknoty, jak jestem daleko. W Kalifornii mają jedno i drugie. Szczęściarze.
Siedzenie przy brzegu morza, a w tym przypadku oceanu jest bardzo przyjemne.
Jak chcę się wyciszyć to wypbrażam sobie, że siedzę na piasku i gapię się w
wodę. W moim wyobrażeniu to jest ciepły, ale pochmurny dzień i morze ma kolor
taki jak Pacyfik w zeszłą sobotę. Czasami faluje moco, czasami jest bardzo
spokojny, ale zawsze jak sobie to wyobrażam to jest mi lepiej. W sobotę mogłam
przez chwilę cieszyć się na żywo taką sytuacją.
 |
| W tle Golden Gate |
 |
| Pacyfik |
 |
| I ja tam byłam! |
 |
| Spyke & Baloo |
Golden Gate
Złote wrota. Most,
który każdy rozpoznaje, który jest ikoną. Chyba każdy kojarzy ten specyficzny
czerwony most, który strzeże wejścia do Zatoki San Francisco. Most oddano do
użytku w maju 1937 roku. Muszę Wam powiedzieć, że ten rok był bardzo owocny pod
względem dobrych wydarzeń. Podobnie było z 1952, 1978, 1987 i 1992. Most godnie
reprezentuje 1937 rok. Przeszłam się po nim i przejechałam samochodem. Wiało
straszliwie, był to zimny wiatr od Pacyfiku (Prąd Kalifornijski jest zimnym
prądem, jeśli pamiętacie z lekcji geografii).
Na szczęście miałam czapkę i kurtkę nieprzewiewną. Poza tym, jak często
w zyciu się zdarza, że można być w miejscu, w którym tyle osób na świecie
chciałoby akurat być i poczuć wiatr znad Oceanu Spokojnego? Uwierzcie mi,
cudowne uczucie! Sporo czasu spędziłąm tam, bo magia tego miejsca jest
wyjątkowa.
 |
| Zatoka w w tle SF |
 |
| Cieszymy się |
 |
| Cieszymy się cały czas |
 |
| Ten kolor! |
 |
| :) |
 |
| A jest, uznajmy, że ta druga literka to D. |
W niedzielę
wybrałyśmy się pociągiem z Santa Clara do San Francisco. Ponad godzina jazdy.
Pogoda piękna, słońce i niebo w kolorze błękitu. A ja sobię siedzę w pociągu i
podziwiam widoki.
San Francisco,
City of Love!
Museum of Modern
Art (MOMA, Muzeum Sztuki Współczesnej). Pierwszy punkt programu. Gmach Muzeum
jest bardzo ladny a wnętrze jeszcze lepsze. Bardzo mi się podobało. Białe
ściany, geometryczne formy a w suficie przeszkolny dach, światło wlewa się od
góry na duży holl. Tutaj parę zdjęć:
 |
| Śpiąco? |
 |
| Wnętrze MOMA |
 |
| Widok z Muzeum na centru San Francisco |
Ze sztuką
współczesną to nigdy nie wiadomo. Oprócz dzieł Picassa, Matisse’a jest Andy i
jego puszka, inne instalacje, jest też słynna fontanna, czyli pisuar.
Pewien Młody Człowiek powiedziałby, że z
użyciem wyrafinowanego programu Paint stworzy taką sztukę. Apeluję, zrób to jak
najszybciej, bo kasa z tego jest niezła. Tak czy siak, odwiedziny w MOAMA dla
mnie były przyjemnością. Szkoda tylko, ze nie miałąm więcej czasu.
Chinatown
Jedno z
największych i najstarszych w USA. San Francisco było pierwszym miejscem zdaje
się, gdzie masowo osiedlili się Chińczycy i inni Azjaci. To widać, bo jest
tutaj sporo ludzi o takiej urodzie. Chinatown to miasto w mieście i jak
przekracza się jego wrota, zmienia się kontynent. Handel. Można kupić wszystko,
podróbki Prady, koszulki za 1$, szale, biżuterię, jedzenie, przyprawy.
Wszystko. Niektóre rzeczy, zeby kupić
trzeba tego lub owego znać i dostać coś „spod lady” albo „zza pazuchy”, handel
kwitnie. Oczywiście, żeby kupić cokolwiek trzeba mieć gotówkę, Chińczycy są
podejrzliwi w stosunku do elektronicznych pieniędzy, poza tym tak jest dla nich
taniej. Trzeba się dostosować.
 |
| ożeszzzzzzzz |
 |
| Wejście do Chinatown |
Port
Port jest w
kolorze miętówki, przed portem wielki plac, gdzie ludzie sprzedają rózne
rzeczy, śpiewają, koczują. Przyjeżdżają przed port autobusy i tramwaje. W
porcie jest pomnik Gandhiego. Obok niego przechadzają się ludzie, rybitwy,
mewy. Można zacząć rozmowe z każdym (podejrzewam że też i z mewą, po wcześniejszym
zakosztowaniu czegoś wciągającego). W porcie można kupić
i zjeść świeze ryby,
kraby i inne dobra. Handel kwietnie.
 |
| Tramwaj linowy. |
 |
| Wieża portowa |
 |
| Autobus miętówka. |
 |
| Szalony perkusista na skwerze przed portem. |
 |
| Ghandi |
 |
| Bay bridge. Widok z portu. |
 |
| Port of San Francisco. |
 |
| Na którego macie ochotę? |
 |
| :) |
Centrum
Knajpy,
kawiarnie, ludzie. Teraz pojawiają sie ozdoby świąteczne. Plakaty, galerie
sztuki prawie na każdym rogu. Budynki różnej maści, stare i nowe, tramwaje,
trolejbusy, strome ulice. San Francisco. Złaziłam prawie całe centrum wzdłuż i
wszerz i jestem pewna, że wrócę tam, bo to miejsce wyjątkowe i piękne. Może się
Wam wydawać, że nie zobaczyłam wiele, ale ja wolę spokojnie POBYĆ gdzieś i
POOBSERWOWAĆ, nie zaliczać „atrakcji turystycznych”.
Zapamiętam moją
wycieczkę na długo i na pewno nie raz sobię będę wyobrażać, że stoję na Golden
Gate.
 |
| Budynek dworca w Sanata Clara. |
 |
| Jak z westernu prawie. |
 |
| ATM |
 |
| Radość! |
 |
| Mają już bombki! |
 |
| Pora wracać... |
Priekrasno. Żal szto nie nasze.;o)
OdpowiedzUsuńWracaj wracaj :) świetny reportaż :) i muszę przyznać, że kolor mostu cudowny!!! Robi wrażenie :)
OdpowiedzUsuńP.S. No no no... :) ale mi się trafiło, nie dość, że Bardzo Mądry Mężczyzna jest wspaniały, to jeszcze ma w pakiecie taką Super Kuzynkę! Ha! Szczęściara ze mnie :)
We want MORE!!!We want MORE!!! We want MORE!!!
OdpowiedzUsuń