czwartek, 25 października 2012


Being American
Być Amerykaninem
Trafiłam w wyjątkowy okres z moją praktyką tutaj. Wybory Prezydenckie. Temat, który elektryzuje wielu. Jak się okazało jednak temat ten nie jest poruszany w rozmowach w biurze, o czym dowiedziałam się już w pierwszym tygodniu tutaj. Na szczęście moje międzynarodowe towarzystwo w dziale Development poinformowało mnie, jakie są zasady gry. Otóż, w Ameryce, Kraju ludzi Wolnych, gdzie Wolność Słowa zapisana jest
w Konstytucji i wielu się na nią powołuję, źle widziane są dyskusje polityczne
w miejscu pracy. W zasadzie, nikt tutaj o polityce nie dyskutuje. Podobnie
o seksie i religii. Tabu tutaj na przykałd dla kontrastu nie są zarobki (przynajmniej nie w Houston).
Dlaczego nie rozmawia się o polityce, religii czy seksie? Odpowiedź jest prosta, można urazić czyjeś uczucia. Można swoją opinią kogoś skrzywdzić, więc lepiej jej głośno nie wygłaszać. I faktycznie, w TV wybory pełną parą, debaty prezydenckie, nastój wydaje się napięty, a w biurze cisza... Na ulicach, wyjąwszy samochody z tabliczkami, informującymi
o preferencjach wyborczych kierowcy, cisza. W restauracjach, cisza.
W sklepach, cisza. Nikt nie chce nikogo urazić. Myślę, że to jest bardzo zakorzenione w tutejszym światopoglądzie. Możesz uważać co ci się podoba, masz do tego święte prawo, ale nikt nie daje ci prawa do wchodzenia w czyjąś prywatność z twoim zdaniem.
Mi się to bardzo podoba. Nie ma takiego szumu wyborczego jak u nas. To jest na pewno pozytywne.
Sama oglądałam debaty, a dokładnie pierwszą i ostatnią. Szczególnie ostatnia mnie interesowała, na temat polityki zagranicznej. Jeśli chodzi o poziom merytoryczny, moim zdaniem był wysoki. Oczywiście ja mam swoje preferencje, ale wzorem Amerykanów nie będę o tym tutaj pisać. Po wyborach podejrzewam ludzie może zaczną więcej mówić, będę mogłą Wam opisać nastroje wieczoru wyborczego i opinie ludzi.

Being American. Ostatnio mieliśmy w biurze „celebrating”. Po przenosinach do nowego biura było ich sporo. Taki jest zwyczaj tutaj. Więc mieliśmy spotaknie z okazji powrotu z urlopu macierzyńskiego, przecinanie wstęgi w nowym biurze, powitanie w nowym biurze i ostatnio mieliśmy też spotkanie dla Jeni’ego (czyt. Heni), który właśnie dostał obywatelstwo amerykańskie. Powód do świętowania, bo
z paszportem USA dużo łatwiej, jak wiemy, albo jak się domyślamy. Więc był biały tort z flagą, czerwone
i niebieskie gwiazdki, flagi, talerzyki i widelce w kolorach narodowych. Sami zobaczcie:




Dodatkowo byliśmy poproszeni przez Gale (office menager, pure Texan woman, yeah), żeby ubrać się w czerowno, niebiesko, białe stroje. Święto jednym słowem. Ja zastosowałam się całkowicie do wytycznych, niebieska sukienka, czerwony sweter i czerwone buty (tak, zawsze byłam prymuską;)). Było Amerykańsko, ale wiecie co, ich radość i gratulacje były moim zdaniem szczere. Nie plastikowe i brokatowe jak być może otoczka tego wydarzenia, ale wesołe i szczere.
Poznałam tu też kobietę, która jest Rosyjską Żydówką. W zasadzie urodziła się w obecnym Kirgistanie, potem jej rodzian wyemigrowała do Israela i tam skończyła studia. 7 lat temu wyemigrowała z rodziną do USA. Tu skończyła drugie studia, dzięki temu mogłą szybciej dostać obywatelstwo. Mówi, że to dobry kraj.
W szczególności w porównaniu z innymi miejscami, w których miała okazję być. Mówi też, że nie zamieni go na żaden inny. Możliwości, jakość życia, bezpieczeństwo.
Możliwości, tak. Jeśli masz obywatelstwo możesz wiele. Oczywiście łączy się to z tym, ile masz na koncie. Jeśli zarabiasz w $ możesz wiele. Szczególnie w Houston, gdzie koszty życia są niskie, nie ma podatku stanowego (thank God!). Kupić możesz wszystkie produkty o jakich zamarzysz, w Muzeach możesz zobaczyć cały Świat, restauracje? Wszystkie jakie chcesz: Morze śródziemne, Japonia, Chiny, Korea, Indie, Japonia, Bośnia, Trynidad, Polska (podobno), Peru, Meksyk... Wszystko.  Jeśli zarabiasz w PLN, nawet w Oil&Gas Company (ha ha ha) nie masz na co liczyć.
Jakość życia, tak. Nie trzeba kupować węgla na zimę, ani ciepłych butów, samochody są tanie, benzyna jest tania, bilety lotnicze (to wiadomo zależy).

Oczywiście, jeśli jest się Anią nie wszytsko Ci z tego odpowiada, co Amerykanie kochają. Nie ma 4 pór roku, that sucks! Poza tym mają tutaj jedną bardzo wielką wadę, które ma każde miejsce na Ziemi. To nie jest Kraków...
Bezpieczeństwo.... hmm? Jeśli chodzi o bycie kierowcą albo pieszym to nic
z tego. Na szczęście nie musiałam jeszcze poważnie weryfikować czy jest tu bezpiecznie, czy nie, ale wybaczcie, nie będę testować. Stosuję się raczej do rad mądrzejszych ode mnie i np. nie wychodzę po zmroku. 

Zapowiadam najbliższy wpis o charakterze międzystanowym. Lecę do Arkansas (czyt. Arkinson! Bardzo ważne!) na weekend, więc będzie mała podróż, w podzbiorze tych dużych:). Nie mogę się doczekać:)

niedziela, 21 października 2012

ZOO OOOOOOOOOO

ZOO oooooooooooooooooooooooooo

Obserwowanie zwierząt sprawia mi dużą frajdę. To jest czynność, która uspokaja. Podejrzliwie podchodzę do ludzi, którzy nie lubią zwierząt. Nie rozumiem ich niechęci. Zwierzęta fascynują, a te domowe, takie jak Fidele
i Fuksy albo Elioty to po prostu Najlepsi Przyjaciele. Zwierzęta mają nad nami pewne przewagi. Nie są fałszywe, nie kłamią, nie udają kogoś, kim nie są
Dlatego wycieczka do ZOO przyniosła mi sporo przyjemności. Tym razem będzie dużo zdjęć:)
Tygrys malezyjski. To jest kociak, który uwielbia pływać. Robił rundkę wokół stawu, a potem zadowolony zanurzał się w wodzie i pływał, obserwując ludzi, którzy obserwowali jego.

Powiem Wam, że to jest wrażenie spore, bo koty są wielkie i spokojnie się
P A T R Z Ą. Ciarki przchodzą po plecach, przynajmniej mnie. Zwierzę jest wielkie, bez trudu powaliłoby na ziemię taką Anię. Dla mnie, ten kontak wzrokowy to było duże przeżycie.

Odcisk stopy jednego z houstoński lwiątek, a dokładnie Celesto.

Łapka
Poniżej są trzy zdjecia ptaka, który sobie przyfrunął do lwiej zagrody. Ogólnie sporo w ZOO jest zwierząt, nie będących rezydentami. Ptaki różnej maści
i wiewiórki są bardzo popularne. Ten tutaj gagatek tak po prostu sobie usiadł obok mnie, kiedy czekałam na lwy.




I co się gapisz głupia? Ptaka nie widziałaś?

Poniżej niedźwiedź andyjski. Bardzo rzadki. Ten tutaj właśnie miał porę karmienia. Przyszła Pani z zawiniętymi w papier niedźwiedzimi smakołykami. Dowiedziałam się od niej, że niedźwiedzie andyjskie jedzą głównie owoce
i warzywa. ten tutaj, to jegomość o imieniu Willy. Pani zaczęła wołać Willego: "Willy, come on. I have something for you. Willy, wake up, time to eat something. Willy. Willy. Willy!!!!!!!!!!!!" a Willy nic. Śpi sobie
w najlepsze za wodospadem. Willy! O, jest, usłyszał. Chwila zastanowienia.... Niech będzie, wstaję. C z ł a p         c z ł a p. Willy ma 29 lat, jak na niedźwiedzia andyjskiego to sporo. Chwilę mu zajęło, zanim doczłapał się do swojego zawiniątka. Niedźwiedzie andyjskie mają piękne pyszczki w rude plamy.
Jeśli już jesteśmy przy niedźwiedziach, to poznałąm tutaj dziewczynę
z Calgary, która opowiedziała mi co nieco o tych zwiarzakach. Otóż, jeśli spotka się niedźwiedzia w Kanadzie i jest to niedźwiedź brunatny solo, czyli bez małych to należy podnieść ręce, najlepiej podnieść do góry kórtkę, albo plecak, tak, żeby wydawać się większym i wycofywać się powoli w tył. Jeśli spotka się niedźwiedzia brunatngeo z małymi, tzreba robić to samo, tylko znacznie szybciej. Jeśli spotka się niedźwiedzia grizzly z małymi, nie ma sensu robić cyrku z kótką, tzreba brać nogi za pas i uciekać, a i tak szanse na ucieczkę są minimalne. Jeśli natopmiast spotka się białego niedźwiedzia, nie ma sensu uciekać, one są bardzo agresywne. Należy położyc się i czekać, aż cię rozszarpie i pożre, w niewybredy sposób. Wszelkie próby ucieczki są bez sensu. Pamiętajcie, jakbyście kiedyś mięli okazję... 


Willy i jego obiadokolacja.


Idę dalej. Dochodzę do słoni indyjskich. Jak byłam tam za pierwszym razem słonie wszystkie siedziały w swoich, jaky to nazwać budach. Zobaczcie za to, jakie zabawki mają słonie... Piłeczka na ten przykład. Dowiedziałam się też, że zwierzakom w ZOO należy co jakiś czas zmieniać zabawki i dawać im takie interaktywne. Wszystko po to, żeby się nie nudziły i żeby uczyły się nowych rzeczy. Więc wszystkie zwierzaki mają jakieś zabawki i zmienia im sie co jakiś czas wystrój wnętrza. A to po to, żeby utrzymywać je w dobrej kondycji psychicznej. Jeśli tygrys znudzi się swoją zabawką, musi dostać nową, jeśli Słoń nauczy się, co zrobić z oponą od ciężarówki i zabraknie mu fantazji musi dostać inny gadżet.  Na razie słoniowa zagroda bez słoni.
Piłeczka.

Skrobaczka dla słonia.
 A tutaj proszę. Mrówkojad wielki. Ciekawe, czy dają mu mrówki, tej informacji nie mogłam sie doszukać. Mrówkojad był bardzo aktywny, przechadzał się żwawo po swojej zagrodzie.


Mrówkojad wielki

Dalej nosorożce. Zwierzęta klimatu tropikalnego mają się w Houston całkiem nieźle, klimat im sprzyja. Jest ciepło i wilgotno, wydaje mi sie, że im się to podoba. Miały też błotko, w którym chętnie się taplały.



Żyrafy. Sporo czasu z nimi spędziłam. Są bardzo ruchliwe i było ich bardzo dużo. Wydają się być też towarzyskie i ciekawskie. Parę razy próbowały długą szyją sięgnąć poza ogrodzenie do turystów. Zaczepiały też siebie nawzajem, czochrały sobie grzywę i miziały sie nawzajem po szyjach. Wesołe zwierzęta.


Żyrafia rodzina.

 Król. Król jest tylko jeden. Leżał sobie dostojnie w swojej zagrodzie
i spoglądał na ludzi po drugiej stronie szyby. Obserwował. Znowu, kiedy nasze spojrzenia się spotkały poczułam się jakoś tak "wyjątkowo". Ciekawe wrażenie.


Impozujący. Królewski. Piękny.

Ta małpka nagle wskoczyła i zaczęła mi sie przyglądać. Co to za ciekawe zwierzę po tej drugiej stronie szyby. Dziwne, bez futra, ogona, na dwóch łapach. Dziwactwo!
 
A tutaj hipnotyzujące meduzy. Mogłabym się na nie gapiś dłuuuugo. Zrobiłam im też sporo zdjęć, co znaczy, że dużo czasu im poświęciłam. Unosiły się tak lekko i z gracją, że nie mogłąm od nich oderwać oczu. Mam nadzieję, że zdjecia sie Wam spodobają.






Wejścia do jednego z pawilonów strzegą surykatki. Niestety, wszystkie były pochowane w norkach i nie zobaczyłąm żadnej "na żywo". Surykatka to symbol tutejszego ZOO.






Na koniec mojego spaceru po ZOO pokazał mi się słoń. To jest dziecię słoniowe dokładnie.

Wycieczka po ZOO sprawiła mi dużo przyjemności. Widziałam geparda, pumę, tygrysy, warana z Komodo, ,małpy różnej maści, czerwoną pandę (śliczna!), ptaki różnorakie, niedźwiedzia grizzly, wydry... dużo. Ze zwierząt w tym dniu to jeszcze pogryzły mnie strasznie komary, bo do południa lało i miały dogodne warunki na żer. Na koniec przyznam się Wam do strasznej rzezcy. Nigdy nie byłam w ZOO w Krakowie...


ANIMALIA

Kochani, będzie o zwierzętach. Zeszła niedziela minęła mi właśnie  w ten sposób, najpierw było Akwarium w downotown, potem Houstońskie ZOO. Przy okazji odwiedzin w takich miejscach zawsze zastanawiam się sporo i nachodzą mnie myśli i miewam mieszane uczucia. Bo przecież konstrukcja tych miejsc jest taka, ze zwierzęta są zamknięte, powkładane w różne klatki albo inne zagrody, a ludzie chodzą z drugiej strony i oglądają. Rozumiem, że większość zwierząt w ZOO, o ile nie wszystkie urodziły się poza środowiskiem naturalnym. Często bywa tak, że jedyne miejsce życia rzadkich gatunków to właśnie ZOO. Oczywiśce można dyskutować, czy ZOO jest dobre czy złe. Myślałam nad tym długo i wydaje mi się, że ZOO to dobra rzecz. Jestem ciekawa co Wy na ten temat myślicie?

Zaczniemy od akwarium. Akwarium mieści się w downtown i jest zaprojektowane dla rodzin z dziećmi. Tutaj możecie zajrzeć na stronę: Akwarium.


Całe miejsce jest zrobione tak, żeby podobało się dzieciom. Jeśli chodzi o ryby, czyli to, co zwykle kojarzy się ze słowem akwarium, to samej wystawy jest zaledwie jedno piętro. Reszta kompleksu to restauracje, wesołe miasteczko i tego typu atrakcje. Akwarium jest słowem pochodzącym z łaciny i oznacza naczynie na wodę. W tym naczyniu w Houston mają różne ciekawe rzeczy, pomimo tego, ze ma sie wrażenie, że jest to jakby dodatek do amerykańskiego, koloroweo i nastawionego na wydawanie pieniędzy miejsca. Na wstępie urzekła mnie jedna rzecz. To wydaje się możliwe tylko w USA, zobaczcie:

Łowienie ryb jest zabronione. Gdyby ktoś miał wątpliwości...

 Takie rzeczy stylko w Stanach. Akwarium, po lewej i po prawej stronie zwiedzającego wystawa. Kolejne akwaria, czy też terraria wykonane są z dużą dbałością o szczegóły. Opisy zwierząt sprowadzają się jedynie do podania zawzy, i to tylko po angielsku, na łącinę nie ma co liczyć... W akwaruim, pomimo uplywu czasu od, że sie tak wyraże premiery, zawsze można liczyć na "efekt Nemo". Cóż to takiego, już tłumaczę. To są małe dzieci, wodzące palcem po ścianie akwarium  i krzyczące: Nemo, Nemo, Nemo, Patrz Mamo, Nemo! Biedny błazenek, podejrzewam, że te małe rybki od czasu wyprodukowania filmu są nieźle napiętnowane. Ale niezależnie od tego, czy jesteś w Oceanarium w Gdyni, czy w Akwarium w Houston, na "efekt Nemo" możesz liczyć!
Idąc wzdłuż wystaw trafia się do pomieszczenia, w którym są płytkie akwaria, gdzie można dotknąć ryb. Wolno dotykać tylko jednym palcem. W tym pomieszczeniu stoi pracownik akwarium, który pilnuje, czy za bardzo się rybom nie przeszkadza. Najwięcej jest tam małych płaszczek i krabów owdnych. Zobaczcie, jak to wygląda.

Krab morski.

Mogę Wam pokazać jeszcze inne płaszczki, które mi się bardzo spodobały. Ogólnie oglądanie ryb jest przyjemną rzeczą, można się zahipnotyzować.

Kolejną atrakcją Akwarium jest biały tygrys. Można się zastanawiać, co biały tygrys robi w akwarium, mnie to zastanawia, ale odpowiedzi nie znam. W każdym razie jest imponujący i można obserwować, jak przechadza się za oszkloną szybą. Zrobiłam parę zdjęć, tu możecie go zobaczyć:

 
Biały tygrys. Odpoczywa po ataku na szybę.

Przy szybie stoi masa ludzi i ogląda. Tygrys chętnie by się żucił i schrupał jakiegoś turystę. Z resztą, skacze na tą szybę i próbuję się dostać do jedzenia. Pracownicy akwarium mówią, że chce się bawić, ale to tylko na potrzeby małych dzieci. Tygrys skacząc na szybę nie wyglądał, jakby chciał się bawić... Wyglądał raczej jakby właśnie postanowił coś przekąsić.

Kolejną atrakcją akwarium jest przejażdżka wagonikami przez tunel, w którym pływają rekiny. To przyznam robi spore wrażenie. Na mnie zrobiło w każdym razie. Jak byłam mała najstraszniejszym zwierzęciem pod słońcem wydawał mi się rekin. To przez film „Szczęki”, który mnie przerażał. Jako dorosła nigdy nie widziałam tych filmów po raz drugi, nie chcę się rozczarowywać... Ale jako mały chłopiec bałam się bardzo! W szczególności, że jak wystawię nogę z łóżka
w nocy, to podłynie rekin i mnie wciągnie pod łóżko... bardzo prawdopodobne oczywiście, ale co zrobić, jak sie ma wybujałą wyobraźnie, a ta mnie nigdy nie zawodzi. 
Żeby przejechać się wagonikiem, który jest na wskroś amerykański, ale muszę przyznać, wykonany z dużą dbałością (nie jak nasze samorodki, albo „ciufcie” polegające na koncepcji pomalowania ciągnika czerwoną i zieloną farbą... nei wiedzieć czemu one zwykle są zielono - czerwone). 

Niestety, mam od wczoraj mam jakieś problemy techniczne i nie mogę wkleić tutaj filmików:(. A mam nagrane płaszczki i rekiny. Mam nadzieję, że uda mi się to zrobić jutro. Na szczęście post na temat ZOO będzie bez filmików, więc przy dobrych układach planet, ida mi się go zamieścić jeszcze dziś. 

W sprawie rekinów jeszcze powiem Wam, że robią wrażenie. Jest ich sporo, przepływają tuż nad głową. Ale dla mnie są to zwierzęta, których nigdy nie chciałabym spotkać w naturze! Jetsem ciekawa, jakie są Wasze nieulubione zwierzęta?


środa, 17 października 2012

Muzeum Sztuki

Moi Mili,
pora na opis wycieczki do Muzeum Sztuki. Drogę już znam dobrze kierunek: Houston Museum District. W weekendy, czyli wtedy, kiedy się tam wybieram to jest około 45 minut do godziny jazdy samochodem. Houston jest
r o z w l e c z o n e.

The Museum of Fine Arts. Co tam można zobaczyć, zapytacie. Już odpowiadam: prawie wszystko. Muzeum to dwa połączone ze sobą pzrejściem podziemnym budynki, każdy 3 piętra wystaw. W głowie się może przekręcić. Nie zdążyłam iść do drugiego budynku, pozostawiłąm sobie tą przyjemność na drugi raz, bo nie lubię "zaliczać" takich miejsc. Wolę w spokoju pzryjrzeć się rzeczom, które mnie interesują, poczytać o nich, zrobić zdjęcia albo coś zanotować. Nie będę Was zanudzała opisem wszystkiego, co widziałam. Postram się skupić na paru rzeczch, które zrobiły na mnie największe wrażenie. Ale na początku wymienię Wam wystawy, jakie można obejrzeć w Muzeum.
Jeśli zastanawiacie się, co w takim Houston, płaskim, nudnym
i wybetenowanym można zobaczyć prócz parkingów
i Sturbucksa (prawie na każdym rogu) to proszę bardzo, stałe wystawy
w MFAH:

1. Native American Art of the Southwest (Sztuka Ameryki Południowo-zachodniej).
2. Photographs and Works on Paper (Fotografie i Prace na papierze).
3. The Light Inside by James Turrell (Światło Wewnątrz według Jamesa Turrel'a).
4. Oceanic Art (Sztuka Oceanii)
5. Indonesian Gold (Złoto Indonezji)
6. Arts of Korea (Sztuka Korei)
7. Arts of India (Sztuka Indii)
8. Arts of Japan (Sztuka Japonii)
9. Arts of Cina (Sztuka Chin)
10. Arts of Islamic World (Sztuka Islamska)
11. African Art (Sztuka Afrykańska)
12. Asian Art (Sztuka Azjatycka)
13. Pre-Columbian Art (Sztuka Przedkolumbijska)
14. Native American Art (Sztuka Rdzennych Amerykanów, przyp. Autorki bloga)
__________________
15. European Art 1200-1800 (Sztuka Europejska 1200-1800)
16. European Art 1400-1800 (Sztuka Europejska 1400-1800)
17. European Art 1800-1940 (Sztuka Europejska 1800-1940)
18. Impresionism
(Dziwne, że tak podzielili etapy sztuki Starego Kontynentu, ale nie byłam na tych wystawach jeszcze, może mają ku temu powód)
Do tego są zmienne wystawy, które stanowią około 1/3 powierzchnii. Jak widzicie, każdy znajdzie coś dla siebie.

Mi Muzeum podobało się BARDZO. Na pewno tam wrócę, żeby obejrzeć zbiory zgromadzone w budynku numer dwa. 

Postram się Wam pokazać według mnie najbardziej interesujące rzeczy. 


Przeszłam się tunelem Jamesa'a Turrella. Nie można było tam robić zdjęć,
z resztą nie wiem, czy oddałyby co się wenątrz tunelu dzieje. Na szczęście internet przychodzi z pomocą. Proszę bardzo: Tunel Świetlny.

Mi osobiście najbardziej podobał się w niebieskim kolorze. Najprzyjemniej było oczywiście przechodzić przez niego samemu, parę razy mi się udało:). Idzie się środkiem, który jest ciemniejszy niż otoczenie i ma się wrażenie, że po prawej
i lewej stronie jest niżej. Podejrzewam, że to trochę jak chodzenie po wybiegu dla modelek, ale nie wiem, nie miałam okazji. W każdym razie wydaje się, że można wypaść za burtę.


Druga rzecz, którą na pewno zapamiętam to część wystawy z dziełami sztuki współczesnych arystów południowoamerykańskich. Nie jestem jakimś krytykiem sztuki i być może to, co napiszę teraz jest świętokradztwem, ale niektóre dzieła, jakby to Mój Brat ujął, "tottoto to ma być sztuka? Przeca ja bym takie same
w g
arażu zrobił ze śrubek , zużytego druta i tego co Fidel wykopie". Taka sztuka nowoczesna, na przykład biały obraz
z czarną kropką pośrodku. Nie wiem, może trzeba sporo talentu, żeby takie coś wyprodukować... Nie mnie to oceniać. Ale niektóre rezcy były sprytne. Na przykład była taka konstrukcja zbudowana z podwieszonych na żyłkach obracających się trójkątów, których wierzchołki były połączone tak, że wszystko mogło się ruszać. To było dość hipnotyzujące, bo za każdym razem tworzyły obiekt symetryczny względem osi... Nie wiem, jak sobie to wyobrazicie, tam nie można było robić zdjęć
... Ogólnie ze sztuką nowoczesną można się pomylić czasem nieźle. To znaczy użyć. Sporo takich reklam było, ale można się nabrać faktycznie. Najbarzdiej mnie śmieszy, ze w toalecie tego muzeum też była sztuka. Potem ktoś może powiedzieć, że jego praca została wystawiona w Muzeum Sztuki w Houston (tylko że w toalecie, ale wątpię, że ktoś się przyzna). W każdym razie pod sztuką w toalecie też był opis.

Kolejna będzie czaszka, a konkretnie dwie, Skull 3 i 4 wykonane przez Grupo Mondongo. To wielkoformatowa płaskorzeźba, zrobiona z plasteliny na mój gust, a może z modeliny, która przedstawia czaszkę, w którą wkomponowane są różne motywy. Tutaj proszę bardzo jak to wygląda: 


Oczywiście czaszka jest za szkęłm, żeby nik nie doklejał róznych rzeczy, np. gum do żucia albo swoich kawałków plasteliny. Chociaż w dobie robienia Sztuki pod Wawelem, polegającej na siedzeniu w namiocie albo wchodzeniu na drzewa w kolorowych rajtkach, doklejanie plasteliny do czaszki nie brzmi trywialnie. Nic, czszka byla za szkłęm a ja plasteliny nie miałam. W czaszce można znaleźć wszystko, zwłaszcza, że takich czaszek jest 9 i w każdej wlepione są rzeczy związane z kulturą i popkulturą. Można znaleźć Dame z Łasiczką (Gronostajem)
i sylwetkę Bendera z Futuramy.


Wystawa poświęcona sztuce Japonii, sama w sobie jest sztuką, ponieważ ściany pomieszczenia, w którym się znajduje są "wytapetowane obrazem".

Twórcą tego dzieła jest Ting Tsung i Wei Fong Chao. Koncepcja polegała na skomponowaniu obrazu z prochu strzelniczego, różnego rodzaju na szklanych panelach. Tak "namalowano" krajobraz. Następnie przyklejono na wierzch kartonowe arkusze i podpalono w jednym miejscu proch. Iskra "przebiegła" przez calą kompozycję i powstał piękny obraz, który umieszczono na ścianach sali poświęconej sztuce Azji. Zobaczie, jest pare zdjęć (dostępne na stronie internetowej muzeum):



 

Bardzo ciekawy pomysł i efekt robi wrażenie. Zainteresowanych odsyłam na stronę Muzeum.

Ostatnia rzecz, którą z Wami chcę się podzielić, to moje wrażenie z oglądania różnego rodzaju małych przedmiotów z Ameryki Południowej. Muszę się przyznać, że ich estetyka odpowiada mi dużo bardziej niż nasza Europejska, pochodząca z podobnych okresów. Tutaj sztuka nawiązuje bardzo mocno do natury. Z naturą związane było wiele wierzeń. Widać to w motywach zwierzęcych, roślinnych (choć te pierwsze przeważają). Zwierząt jest sporo. Druga rzecz, na którą zwróciłam uwagę to pojawiająca się w wielu miejscach geometria i układanie z małych elementów większej całości. Formy są proste, nie przesycone nadmiarem ozdób, ale często pstrokate i przyciągające wzrok. Ta egzotyka mi się bardzo podoba i niżej zamieszczam parę zdjęć, które zrobiłam podczas wizyty numer 1.



Peru. Naczynie na wino. Straszne.
Tiwanaku (200 BC -1100AD). Taca. Drewno inkrustowane minerałami
i metalem. Cudo!

Tiwanaku, drewniana figurka zwierza. Przepraszam za jakość, spieszyłam się
i zrobiłam tylko jedne zdjęcie, lepszego nie mam, ale figurka mi się bardzo podoba, dlatego postanowiłąm ją zamieścić.

Sio Schalako Kachina. Tak ma na imię ta szkarada. Hopi. Arizona. Podobno przynosi deszcz.

Mimbres. Nowy Meksyk, Arizona, Północny Meksyk. Lud Mimbres był znany
z pięknej ceramiki. Zobaczcie jak wykonane są zdobienia, bardzo proste,
a jednocześnie bardzo ozdobne.


Yoruba. Nigeria. To jest korona wodza plemienia Yoruba.

Babileke. Cameroon. Ceremonialne nakrycie głowy króla.

Pierwsze skojarzenie? Nie, to nie jest deska, ale tron.

Zuni. Nowy Meksyk. Byk, zwierzę dające pożywienie i utożsamiane z dobrobytem, oczywiście czczone w tutejszych regionach. Kukiełka z roku 1915.


To będzie tyle, jeśli chodzi o relację z wyprawy do Muzeum. Wyszłam
z kolorowymi obrazkami w głowie, notatkami na mapie muzeum i apetytem na raz następny. I kubkiem kawy, którą kupiłam sobie w restauracji
w podziemiach Muzeum.